10.09.2025 - ARTICLE
Budowa kompleksu Bliska Wola Tower zakończyła się trzy lata temu. Tymczasem 1,5 tys. mieszkańców wciąż nie może podpisać aktów notarialnych. Dlaczego?


Formalnie nie mają one nic wspólnego z mieszkaniami?
Nie są to mieszkania i nikt nie oczekuje, żeby nimi były. Są to apartamenty inwestycyjne, tzw. aparthotelowe. Spełniają wymagania, żeby funkcjonować jako samodzielne lokale. Ich właściciele mogą je wynajmować krótkoterminowo na zasadach takich jak hotel. Mimo to urząd miasta odmówił ich formalnego wyodrębnienia, co uniemożliwia prawidłowe rozliczenie udziałów części wspólnych, aby móc podpisać akty przeniesienia własności.
Jakie mają państwo argumenty w sporze z ratuszem?
Posiadamy już pięć orzeczeń Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO), które jednoznacznie potwierdzają nasze stanowisko, a także prawomocny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W tej chwili SKO rozpatruje sprawę po raz szósty. Co więcej, na tym samym osiedlu są dwa inne budynki, wobec których początkowo również były zastrzeżenia, a jednak po odwołaniu do SKO wydano dla nich zaświadczenia o samodzielności lokali. Skoro wtedy było to możliwe, dlaczego teraz urząd ignoruje orzeczenia wyższych instancji i nie respektuje postanowień SKO?
Ostatnią decyzję odmowną Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego wydało w maju tego roku. Jak ją uzasadniono?
Powtórzono argumenty, że lokale hotelowe będą faktycznie wykorzystywane do zamieszkania, oraz zarzut obchodzenia prawa, czyli opinie, które już wcześniej zostały uznane przez WSA za błędne. Wnieśliśmy na tę decyzję zażalenie, podkreślając, że urząd ponownie działa wbrew wyrokowi sądu. Wskazaliśmy w nim, że obawy dotyczące sposobu korzystania z lokali hotelowych nie mogą stanowić podstawy odmowy, bo w takim razie należałoby odmówić wydania zaświadczeń dla lokali mieszkalnych, które również można wykorzystać niezgodnie z przeznaczeniem, na przykład na wynajem krótkoterminowy. Ponadto zwróciliśmy się do prezesa SKO o wydanie tzw. postanowienia sygnalizacyjnego, które może skutkować postępowaniem dyscyplinarnym wobec urzędników.
Jak na ten spór zapatrują się nabywcy lokali?
Na początku pretensje kierowali do nas, ale teraz widzą, że problem leży po stronie miasta. Udostępniliśmy mieszkańcom wyrok WSA i postanowienia SKO, dzięki czemu klienci rozumieją, jaka jest sytuacja. Wyrok i orzeczenia są bardzo klarowne i widać jak na dłoni, że ratusz po prostu nie ma racji. Mieszkańcy próbują również działać i podsuwają pomysły, co można zrobić. Kierują pisma, byli nawet na spotkaniu z panią prezydent Kaznowską [wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za rozwój przestrzenny - red.], ale niestety ratusz wprowadza ich w błąd.
W jaki sposób?
Podobno ratusz spodziewał się, że SKO stanie po stronie miasta i utrzyma decyzję o odmowie wydania zaświadczeń w mocy. Stało się jednak inaczej. Żadnego z rzekomo nowych argumentów miasta nie uznano za słuszny, ponieważ w rzeczywistości były to te argumenty, które SKO uznało za błędne we wcześniejszych orzeczeniach. Urzędnicy twierdzą, że moglibyśmy podpisywać akty przeniesienia własności lokali na klientów, ale nie chcemy tego zrobić. To nieprawda. Jest tylko jedna nieruchomość i jedna księga wieczysta – nie możemy więc sprzedać ani jednego lokalu, dopóki nie zostaną wydzielone wszystkie. Bez tego nie da się prawidłowo ustalić udziałów w częściach wspólnych, co mogłoby doprowadzić do chaosu prawnego.
Sprawa o odszkodowanie trafiła do sądu. Jak długo może potrwać?
Jest szansa, że wyrok zapadnie jeszcze w tym roku. Każdy miesiąc przeciągania procesu oznacza dla miasta dodatkowe koszty. Początkowo wnieśliśmy o odszkodowanie w wysokości 2,5 mln zł, ale ponieważ nasze obciążenia spowodowane stanowiskiem miasta wciąż rosną, kwota może być trzykrotnie lub czterokrotnie większa. Nie mówiąc o odszkodowaniach w wypadku wniesienia indywidualnych roszczeń przez mieszkańców. Brak aktu notarialnego oznacza konieczność płacenia przez nich droższego kredytu pomostowego.
Według naszych wyliczeń to średnio 10 tys. zł na osobę. Zakładając, że każdy nabywca posiłkował się kredytem, przy 1,5 tys. osób daje to 15 mln zł. Kwota do zapłacenia przez miasto powiększa się z każdym miesiącem.
Czy widzi pan w tym całym sporze złą wolę urzędników?
Nie wiem, czy to kwestia złej woli. W każdym razie zachowanie urzędników jest bardzo niestandardowe, bo działają wbrew regułom przeciwko prawomocnemu wyrokowi. Moja asystentka napisała do prezydenta Trzaskowskiego z prośbą o spotkanie, aby przedstawić mu problem. Odpowiedź? Prezydent nie ma czasu. Co ciekawe, gdy startował wcześniej w wyborach, znalazł drogę, by się ze mną spotkać i prosić o wsparcie kampanii.
Jakie miasto ma korzyści z tego, że nie pozwala na wydzielenie lokali?
Żadnych. Budynek stoi, zostały dokonane odbiory i ma pozwolenie na użytkowanie. Przedłużanie tego zamieszania jest bezcelowe - zwłaszcza wobec perspektywy zapłaty przez miasto kary finansowej. Może urzędnicy wezmą to pod uwagę, bo dla miasta czy skarbu państwa wyrok zasądzający odszkodowanie stanowi zawsze poważny problem.